Ie bym był ądnym ekiem
nieme historyjki w kilku scenach, zazwyczaj kręcone w dekoracjach i bez skomplikowanego oświetlenia. Prąd elektryczny był jeszcze w powijakach. Aktorzy wymyślali karkołomne gagi, odgrywali je sami, bez dublerów ani kaskaderów. Tak, można było wówczas nakręcić film w jeden dzień. Musimy pamiętać, że pierwszy film pełnometrażowy w Hollywood powstał dopiero w 1913 r. Był nadal niemy. Wyprodukował go nasz rodak, urodzony w Warszawie, Samuel Goldwyn i nosił tytuł „Mąż Indianki”. Pierwsze synchroniczne słowa z ekranu padły dopiero w 1927 r. z ust innego naszego rodaka, urodzonego w Sieradzu, Ala Jolsona. „Wait a minute… Wait a minute… You ain’t heard nothing yet” powiedział w filmie śpiewak jazzbandu.
– Piszesz kolejną część swej książki „Pollywood”?
– Sądząc ze wszystkich znaków na niebie i ziemi „Pollywood III: żyjemy w ich snach” powinna ukazać się w trzecim kwartale tego roku. Nie myślałem, że pisanie jej zajmie mi prawie sześć lat. Nie będzie, jak poprzednie dwa tomy, obejmowała 10 lub więcej bohaterów. Tym razem skupiłem się na czterech. Po skończeniu dużych rozdziałów o Helenie Rubinstein, Fredzie Zinnemannie i Ryszardzie Bolesławskim zabrałem się do pisania o Bronisławie Kaperze, którego dobrze znałem. W czasie kwerendy zorientowałem się, że z niewiadomych powodów ten słynny kompozytor, urodzony w Warszawie, zdobywca Oscara nie doczekał się porządnej biografii ani monografii, a informacji jest bardzo mało i co gorsze rozsiane są po całym świecie. I wtedy Magda Grzebałkowska podpowiedziała mi, że w poszukiwaniach materiałów o Krzysztofie Komedzie natknęła się na nigdy nie opublikowane stenogramy nagrań wywiadów z Kaperem przeprowadzonych przez Irene Atkins Kahn. I znowu zatoczyło się koło. Iris, którą również poznałem, była archiwistką Akademii Filmowej i pracowała w American Film Institute, gdy tam studiowałem. Zadzwoniłem więc do Instytutu i dostałem pozwolenie na użycie tych rozmów. I nagle rozdział rozrósł się do osobnej książki „Bronisław Kaper: od początku do końca”, a prace nad trzecim tomem stanęły na jakiś czas w miejscu. W tej chwili jestem w trakcie kończenia czwartego i chyba ostatniego już rozdziału, a jego bohaterką jest urodzona w Augustowie Rose Pastor Stokes. Pastor Stokes wywarła olbrzymi wpływ na amerykańską publicystykę i politykę lat 20. i 30. Była ubogą polską Żydówką, która poślubiła jednego z najbogatszych Amerykanów, co ciekawsze protestanta, Grahama Phelpsa Stokes’a. Była zatem pierwszym polskim Kopciuszkiem.
– Jakie masz dalsze plany?
– Jesteśmy obecnie w okresie postprodukcji dwóch pełnometrażowych filmów dokumentalnych. Pierwszy z nich jest o Idzie Kamińskiej, jedynej po II wojnie światowej polskiej aktorce nominowanej do Oscara, za rolę w czeskim filmie „Sklep przy głównej ulicy”, byłej dyrektorce Teatru Żydowskiego w Warszawie, emigrantce ’68. Producentem i reżyserem tego projektu jest Dawid Szurmiej. Film powinien wyjść na ekrany w ostatnim kwartale tego roku. Podobnie jak w „Pollywood” Pawła Ferdka i „Życiu i śmierciach Maxa Lindera” Porembnego pełnię w nim funkcję Executive Producera. Drugi film jest opowieścią o Marianie Turskim, jednym z ostatnich żyjących jeszcze więźniów Auschwitz i Terezina, jedynym już chyba dzisiaj kompasem moralnym mieszkającym w Polsce. Marian, który w połowie lat 60. maszerował z pastorem Martinem Lutherem Kingiem w Selmie, w obronie praw obywatelskich i praw człowieka, poświęcił swoje życie walce z przemocą i nietolerancją. Dziś jest już postacią światową. Pomysłodawcą i reżyserem jest znany operator i reżyser filmów dokumentalnych, nasz przyjaciel Andrzej Wolf. Moja żona Majka i ja jesteśmy, wraz z Andrzejem i jego żoną Anią, producentami tego filmu, odpowiedzialnymi za cały projekt.
W zeszłym roku wyszła w Polsce moja nowa książka „Sztuki sztuk 3”, która składa się z trzech sztuk teatralnych: „Labirynt 53/54”, „Dom pod lasem, czyli traktat o narodzie, honorze i ojczyźnie” oraz „Mayer i Ska”. Dwie pierwsze dwa lata i rok temu doczekały się czytań performatywnych z udziałem znakomitych aktorów: Adama Woronowicza, Mirosława Zbrojewicza, Włodzimierza Pressa oraz Sławomira Hollanda. Obecnie jesteśmy w trakcie poszukiwania w Polsce teatru lub teatrów, by je w pełni wystawić. Jeśli macie pomysł jak to zrobić, jestem otwarty na wszelkie sugestie.