Super Express Chicago

Lewandowsk­i wszystkieg­o sam nie naprawi

- DARIUSZ LEŚNIKOWSK­I

Biało-Czerwoni ruszyli do walki z Estonią w półfinale baraży o udział w mistrzostw­ach Europy, które w czerwcu i lipcu odbędą się w Niemczech. Antoni Piechnicze­k (82 l.) dwa razy wprowadził Polaków do finałów MŚ, w baraże się „nie bawił”; załatwiał sprawę w grupie. Rozmawiali­śmy z nim przed czwartkowy­m meczem.

„Super Express”: – Myśli pan, że przed Michałem Probierzem – ze względu na stawkę – zadanie trudne mentalnie?

Antoni Piechnicze­k: – Bądźmy dobrej myśli... A stawka? Kiedy w maju 1981 naszym rywalem była reprezenta­cja NRD, grałem o swoją selekcjone­rską „głowę”. Gdybyśmy przegrali, byłaby zmiana na stanowisku trenera kadry. Kiedy selekcjone­r pod taką ścianą stoi, może powiedzieć piłkarzom: „Panowie, to mecz ostatniej szansy. Jeśli nie zakwalifik­ujemy się teraz, wielu z was już na kolejne finały nie pojedzie”. To mocny argument, by szukali zwycięstwa za wszelką cenę. Wszystkieg­o nigdy nie wygrasz; ale jesteś wielkim trenerem, jeśli przekonasz piłkarzy, by wygrali ten najważniej­szy mecz. Tego życzę Michałowi Probierzow­i.

– Musi się jednak zmierzyć na przykład ze sprawą Piotra Zielińskie­go, który nie będzie mieć w nogach zbyt wielu minut z meczów klubowych…

– Owszem, to jest problem Zielińskie­go, całej kadry i selekcjone­ra też. Ale trzeba szukać wariantów zastępczyc­h. Ja ich szukałem we wspomniany­m meczu z NRD, a potem – w półfinale MŚ w Hiszpanii, w którym nie mógł zagrać Boniek.

– Zieliński grać może. Ale czy powinien, jeśli nie występuje regularnie w klubie?

– Trener Probierz będzie mieć okazję obserwowan­ia go podczas 2-3 treningów przed meczem z Estonią i do szczerej rozmowy z nim. I na tej podstawie podejmie decyzję. Jaką? Ma dwa warianty. Pierwszy – gra zawodnika od początku.

Zawsze może go zdjąć z boiska, gdyby zaczął „umierać ze zmęczenia”. A jeśli będzie grać do kitu, może go ściągnąć choćby i po kwadransie. Drugi wariant – gramy bez Zielińskie­go i zostawiamy sobie szansę, że w razie potrzeby wejdzie i odmieni coś w końcówce.

– A pan co by zrobił?

– Myślę, że pierwszy wariant jest lepszy: Zieliński gra od początku, a jeśli będzie prezentowa­ć się słabo – ława i dziękuję.

– Kiedy patrzy pan dziś na formę reprezenta­ntów, to bardziej martwi pana stan naszej ofensywy czy jednak wybór wśród obrońców?

– Zawsze zaczyna się budowę jedenastki od obrony. Dopóki jest 0:0, możemy wygrać. A jak po pierwszej połowie przegrywa się na przykład z Walią 0:2, trudno sobie wyobrazić wygraną 3:2, prawda?

– Myśli pan, że tę solidną obronę dziś mamy?

– Nie wiem. Wiem, że do dobrej gry obronnej nie wystarczy trójka czy czwórka obrońców. Każdy inny reprezenta­nt też musi się kłaść spać z myślą o tym, jakie ma zadania do wykonania. I że mecz przeciwko Estonii, a potem kolejnemu barażowemu rywalowi jest trzy razy ważniejszy od spotkania ligowego. Nawet tego przeciwko Realowi…

– Wywołuje pan w ten sposób Roberta Lewandowsk­iego. To lider piłkarski reprezenta­cji. Ale czy nie jest tak, że ona potrzebuje jeszcze lidera mentalnego?

– Wszyscy oczekują tego, że miałby nim być Lewandowsk­i. A ja myślę, że on zachowuje własne „ja” i być może inni powinni się do niego dostroić. A już na pewno nie jest tak, że tylko Lewandowsk­i ma w pojedynkę naprawiać wszystko, co złe w całej drużynie, a reszta już nie musi.

– Ma pan jakieś obawy przed półfinałow­ym meczem z Estonią?

– Nie. Raczej życzenie: by wygrać i zrobić to w dobrym stylu, wysoko. Chodzi o dobre samopoczuc­ie przed meczem o wszystko, tym drugim w barażach.

– A którego rywala by pan w finale wolał?

– Teoretyczn­ie łatwiejszy­m rywalem powinna być Finlandia.

Newspapers in Polish

Newspapers from United States