Probierz wszędzie chodził z piłką
Mama wciąż mieszka w Bytomiu, więc wpadam. Miasto wyładniało, ulice i kamienice wyglądają lepiej. Do Śląska mam wielki sentyment – autor tych słów, Michał Probierz (52 l.), jest drugim w ponad stuletniej historii reprezentacji Polski selekcjonerem wywodzącym się z Bytomia (pierwszym był Henryk Apostel). Pochodzi z Łagiewnik, jednej z bytomskich dzielnic. Tu zaczynał drogę na stanowisko selekcjonera reprezentacji Polski, o którym marzy każdy były piłkarz i każdy trener.
Wielkiej piłki w ŁKS-ie Łagiewniki w zasadzie nie było nigdy, choć klub założono w 1919 roku. Kibice wspominają bramkarza Pawła Kusia. Dorobił się pseudonimu „Szufla”, bo miał dłonie jak bochny chleba, co bardzo ułatwiało mu bronienie rzutów karnych. Zagrał tylko w drugoligowym Starcie Łódź.
Do ekstraklasy wychowanek tutejszego klubu trafił dopiero dwie dekady później. Nazywał się Michał Probierz. – Myślę, że miłością do piłki zaraził Michała tata. Był sędzią, potem obsadowym w podokręgu Bytom. Zacna postać – mówi nam Adam Mysiak, który jest starszy o kilkanaście miesięcy od obecnego selekcjonera, też kopał piłkę w Łagiewnickim KS-ie. W tej samej drużynie, bo trampkarzy, mimo różnicy wieku, wrzucono w pierwszej połowie lat 80. do jednego wora.
Probierz dwa razy podchodził do angażu w klubie. „Gdy przyszedłem na pierwszy trening ŁKS-u, usłyszałem, że jestem za młody i za chudy. Stałem za bramką, oglądałem trening i płakałem” – powie 42 lata później selekcjoner, wspominając w jednym z wywiadów owo rozgoryczenie 10-latka.
Mysiak doskonale pamięta tego drobnego chłopaczka. – Był rzeczywiście niepozorny – wspomina. – Podczas meczów w Stolarzowicach (inna z bytomskich dzielnic – dop. aut.) miejscowi zawsze pytali: „Przyjechał z wami ten mały, co to getry po sam kark podciąga?” – opowiada Mysiak, który zapamiętał niezwykłą ambicję młodszego kolegi. – Zawsze chciał zwracać na siebie uwagę. A to trenerowi torbę nosił, a to na trening juniorów wpadł, by się pokazać. No i najważniejsze: wszędzie chodził z piłką pod pachą! Jak tylko miał chwilkę czasu i miejsca, zaraz zaczynał się nią bawić. Żonglerka, podbijanie, tricki. Pod względem techniki zdecydowanie nas przewyższał – przyznaje nasz rozmówca.
Zaznacza jednak, że narcyzmu w przyszłym ligowcu nie było. – Zarówno w okresie gry w Rozbarku Bytom, jak i Gwarku Zabrze, wpadał na boisko przy szkole podstawowej nr 28 i grywał z nami „wetki” (w śląskiej gwarze zakłady o zwycięstwo) – dodaje Mysiak.
Droga Probierza do selekcjonerskiego stołka wiodła nie tylko przez boisko, ale i tony przeczytanych książek
– Umiejętności miał już sakramenckie, bo Gwarek to już była inna półka. To tam nauczono go jeszcze jednej ważnej rzeczy. Chudzinka był, niepozorny, ale zastawić się ciałem potrafił. Imponował mi tym, bo nijak przepchnąć się nie dał – śmieje się były kolega selekcjonera.
Z Gwarka Probierz trafił nie do Górnika – co wydawałoby się naturalną drogą – ale do Ruchu Chorzów. To było dla niego spełnienie marzeń, bo na stadion przy Cichej jeździł za dziecka regularnie. Ale to już zupełnie inna opowieść.